Uniwersytet jest miejscem, w którym zazwyczaj zdobywa się wiedzę lub kultywuje jakieś związane z nią kulty czy inne cuda. Ale studenci i profesorzy muszą też coś jeść!
Nie będzie to wpis poświęcony stronie naukowej działalności uniwersytetów. Skupimy się tutaj w pełni na tym, jak w Andrzejowym stylu poradzić sobie z ciężkim okresem studiów. Nie jest on ciężki dlatego, że trzeba się dużo uczyć czy inne bzdety. Chyba, że jesteś na prawie albo medycynie, ale wtedy no to sorry memory, sam sobie wybrałeś ten los, więc cierp. Za 20 lat będę do Ciebie mówił panie prezesie, czy jak to szło. Ale no wracając, jest ciężko, bo trzeba coś czasem jeść. A jedzenie darmowe nie jest. A my pieniędzy jak wiadomo nie mamy, bo żabka co dnia kusi kolejnymi promocjami na tanie piwo. A wiadomo, student, stojąc przed wyborem jedna bułka czy jeden harnaś, zawsze wyjdzie przed sklep i wybłaga od kogoś dodatkowe 2 zł, bo wiadomo, że jedno piwo to się dla smaku piję. Więc podsumujmy, jesteśmy pijani harnasiem z promki, nie mamy w portfelu absolutnie nic, a w brzuszku już trochę burczy. A na uniwersytet trzeba iść. Co powinien zrobić dobry student w tej sytuacji? Przede wszystkim obejrzeć sobie śmieszne obrazki.
Ale potem jednak trzeba ogarnąć bo jest ciężko i w brzuszku burczy coraz głośniej. Ale w głowie pewnie pomysłu na jedzenie nie ma, bo jedyne co teraz w głowie mamy to ból, po wczorajszym ciężkim wieczorze. I know that feeling fellas, wczoraj też miałem ciężki wieczór. Ale pisać trzeba, milionerem się nie zostaję z dnia na dzień. Nawet jak się skończy uniwersytet. Tak więc jednym z podstawowych posiłków każdego studenta bez pieniędzy, jest, a potwierdzi to internet, są parówki ugotowane w czajniku. Wygląda to o tak
Posiłek kultowy, wartościowy, a przede wszystkim tani i pyszny. A to jest najważniejsze. No i jak tak myślę, to jedynym jeszcze przepisem jaki znam jest chleb z serem. Nie powiem wam jak to zrobić, bo nie wiem. Ale mam tego zdjęcie.